SOCIAL MEDIA

morphe | eye shadow pallette review

niedziela, 24 czerwca 2018

13 komentarzy

Makijaż to coś, co sprawia że czuję się bardziej pewna siebie. Jest to pewnego rodzaju maska, która pozwala nam na poprawienie wyglądu, ale także dodanie nam trochę hardości oraz śmiałości. Ja zaczęłam malować się dopiero albo i aż w liceum. Obecnie, ta granica zeszła dużo niżej, gdyż już dziewczyny z podstawówki można zauważyć z toną różnych kosmetyków na twarzy. 
Czy jest to dobre? Według mnie nie. Wiadomo, że w pewnym wieku każdy chce przytuszować swoje niedoskonałości, ale w podstawówce? Co każdy chce ukryć? Nie mówię tutaj o nałożeniu pomadki na usta czy kremu na twarz, gdyż nie w tym tkwi problem, ale w innych kosmetykach jakimi są podkłady czy korektory w przesadzonych ilościach, które tylko niszczą tak młodą cerę. 
Duży wpływ myślę, że też mają media społecznościowe takie jak Instagram, na którym od makijażystek aż roi się. Nie uważam to za nic złego, jednakże często wszystko jest przerysowane i udoskonalone, z czego potem czerpią (nie)korzyści młodzi ludzie. 
Co więc można z tym zrobić? Uświadomić młodych ludzi o tym, jakie są realia. 
Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.



Ja dzisiaj chciałam Wam pokazać mój ulubiony hit kosmetyczny, a mianowicie paletkę cieni Morphe. Jest ona produkcji jednej z amerykańskich firm produkujących pędzle oraz kosmetyki kolorowe. Fakt faktem, że jej cena do najniższych nie należy, gdyż kosztowała mnie aż 100 zł, jednakże jakość powala. Składa się ona z szerokiej gamy kolorystycznej, gdyż zawiera aż 35 cieni z czego część jest matowa (7 cieni) a przeważająca część błyszcząca (28 cieni). Paletkę mam już od dłuższego czasu, a więc stwierdziłam że będzie to dobry czas na jej recenzję, gdyż wiem już conieco o jej wykonaniu. Jeśli chodzi o samo opakowanie - nie jest ono zbyt wybitnie wykonane. Zważając na to, że jest matowe, bardzo łatwo odbijają się na nim palce przez co wygląda to trochę niechlujnie. Na szczęście do zdjęć nie zapomniałam jej przetrzeć! Ja swoją zamawiałam na stronie www.minti.pl gdyż była to jedna, albo i jedyna polska strona, na której była dostępna do kupienia. Przyszła opakowana szczelnie i na szczęście bez żadnych ubytków, co niestety czasem się zdarza.



Jeśli chodzi o same cienie - rozprowadzają się jak masełko. Pigment jest wręcz cudowny, co możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu, a co najważniejsze możecie go sami budować, od jaśniejszego do ciemniejszego, przez co paletka nada się na każdą okazje. Kolory również są idealnie trafione w mój gust. O to zawsze najbardziej się obawiam zamawiając cokolwiek przez internet, gdyż często wszystko ekran przekłamuje, ale po obejrzeniu miliona recenzji i zdjęć stwierdziłam, że to jest to!


Czy ją polecam? Jak najbardziej tak! Ta paletka to strzał w dziesiątkę, nawet dla takiej amatorki jak ja. Przed jej zakupem miałam ogromne wątpliwości, czy nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto, jednakże teraz jestem w stanie ją każdemu polecić. Co więcej, Morphe ma szeroką ofertę, a więc każdy znajdzie coś dla siebie - czy woli kolory nude, czy bardziej żywe jak np. żółty czy też czerwony. 

A Wy? Często malujecie się cieniami?
Jaka jest Wasza ulubiona paletka cienii?
Read More

new goods

poniedziałek, 18 czerwca 2018

14 komentarzy

W przyszłym tygodniu piszę ostatni egzamin i wreszcie zaczynam wakacje! Jak na razie jestem dobrych myśli i liczę, że żadna poprawka we wrześniu mnie nie spotka, ale zobaczymy co przyniesie czas! Jak na razie nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli, a na dodatek ta sesja kosztowała mnie sporo stresu i czasu, który praktycznie cały musiałam przeznaczać na naukę. Tak czy tak, jestem z siebie bardzo dumna, gdyż gdy trzeba było, to potrafiłam przysiąść i wykuć to, co powinnam. I cały czas liczę na pozytywne wyniki!

W ostatnim czasie udało mi się także wyrwać na zakupy - i do galerii i do second handu. To właśnie chciałam Wam dzisiaj pokazać. Do galerii pojechałam gdyż potrzebowałam kupić coś na egzaminy, a do second handu jak zwykle weszłam przypadkiem, jednakże tym razem znalazłam na prawdę cudowne rzeczy. Od niego więc zacznijmy!




Pierwszą rzeczą są cudowne czarne jeansowe spodenki. Są one z wyższym stanem i to, co mnie zaskoczyło, to fakt że nie są w ogóle zniszczone. Nie miały one żadnych przetarć, wychodzących nitek - po prostu jakby były nowiutkie. Jedynym minusem jest to, że łatwo się obierają, co widać na zdjęciach, aczkolwiek za taką cenę były bardzo warte uwagi! Za całe zakupy, a kupiłam 3 rzeczy, zapłaciłam 50 zł, gdzie same spodenki w normalnym stacjonarnym sklepie kosztowałyby około 80 zł. Czasem jednak warto wejść do second handu!



Kolejną rzeczą jest szara, dłuższa narzutka. Szukałam właśnie takiej zwyczajnej już od dłuższego czasu aż w końcu wpadła w moje ręce. Jako że w second handach ubrania przeważnie są na wagę, ta narzutka musiała kosztować śmieszne pieniądze, gdyż jest ona bardzo lekka. Wykonana jest z przewiewnego materiału i również nie była nigdzie pozaciągana ani inne ślady użytkowania nie były widoczne. Miała tylko wyciętą metkę, jednak wydaje mi się, że podobne sprzedają w h&m.



Ostatnią rzeczą, która kupiłam w second handzie są krótkie spodenki z adidasa. Szczerze mówiąc, nie spodziewałabym się, że uda mi się coś takiego tam znaleźć. Jest to jedna z najlepszych rzeczy jakie znalazłam w lumpeksie - i ze względu na markę, i ze względu na jakość, i ze względu na cenę. Są one oryginalne, na co wskazuje metka oraz ich wygląd, lecz jest to po prostu starszy model, aczkolwiek za takie w normalnym, stacjonarnym sklepie musiałabym zapłacić zapewne około 100 zł. 
To się nazywa oszczędność!



Tym razem przechodzimy do dwóch rzeczy kupionych w galerii. Pierwszą z nich jest sukienka z h&m, za którą zapłaciłam ok. 40 zł. Ja wybrałam wariant szary, jednakże ten model możecie znaleźć w różnej kolorystyce - czarnej, ciemnozielonej, ale też w przeróżne wzorki. Jest to zwykła szara sukienka, jednakże takich rzeczy własnie brakuje w mojej szafie. Dzięki przeróżnym dodatkom, można razem z nią stworzyć bardzo ciekawe połączenie!



Ostatnią już rzeczą jest przecudowna koszula. Należy ona do tych bardziej eleganckich, jednak przełamują ją prześliczne mini wzorki - wisienki. Zapłaciłam za nią 60 zł, co nie jest na prawdę wygórowaną ceną jak za taką koszulę, która wydaje się być na prawdę dobra jakościowo. Co więcej, świetnie dopasowuje się ona do ciała, przez co prezentuje się cudownie.

Co sądzicie o rzeczach, które udało mi się kupić? 
Podobają Wam się takie posty? 
Piszcie w komentarzach, co chcielibyście zobaczyć następnym razem!
Read More

skin care products

środa, 13 czerwca 2018

12 komentarzy

Jak dobrze znowu wrócić na bloga. Trochę mnie tutaj nie było, ale wytłumaczenie jest proste - sesja. Najgorsze co może być na studiach. Szczerze mówiąc, zimowa nie była tak wymagająca jak letnia, jednakże wolę przyłożyć się teraz niż potem marnować wakacje na poprawki we wrześniu. 
Ostatni egzamin mam 25 czerwca, a potem wreszcie wymarzone i długo wyczekiwane wakacje. Czy mam jakieś plany? Na początku lipca jadę wraz z moim chłopakiem na Hel, a większy wyjazd zostawiamy na sam koniec, czyli na wrzesień. Nie mamy jeszcze żadnych planów, więc może polecicie jakieś ciekawe miejsca za granicą? 

Dzisiaj przychodzę do Was z postem na temat produktów do pielęgnacji skóry twarzy, których ja używam. Pielęgnacja jest dla mnie ważna, gdyż moja skóra twarzy bywa problematyczna. Szczerze mówiąc, nie znalazłam jeszcze cudownego 'leku' w postaci takich produktów, które sprawiałyby że na mojej twarzy nie pojawiałyby się żadne wypryski, a moja cera byłaby nieskazitelna. Te, które Wam zaprezentuje sprawdzają się u mnie, jednakże żadnych 'szałowych' i powalających efektów po nich nie zauważyłam. Grunt, że cera nie pogarsza się!







Pierwsze dwa produkty, których używam to pasty oczyszczające z Bielendy. Czarna jest już moim drugim opakowanie, jednakże zdecydowałam się również na wypróbowanie białej, która dopiero niedawno wyszła na polski rynek. Można ich używać na trzy sposoby: jako pasta oczyszczająca, jako peeling oraz jako maseczka (czarny jako matująca, a biały jako ściągająca).
Czy sprawdzają się? W pewnym sensie tak, gdyż po obu z nich twarz jest bardzo przyjemna w dotyku. Ale ani matowania ani szczególnego oczyszczenia porów nie zauważyłam.
Czarna czy biała? Ja wybieram drugą opcję. Wydaje mi się, że jest łagodniejsza, gdyż podczas stosowania czarnej szczypią i łzawią mi oczy, dlatego staram się jej już używać rzadziej.




Następnym produktem jest pasta oczyszczająca z Ziaji, która została uznana za bestseller przez platformę Wizaż. Czy jest ona warta uwagi? Oczywiście że jest. Przy regularnym stosowaniu faktycznie oczyszcza skórę, wygładza ją, dzięki czemu wygląda ona o niebo lepiej. 
Pasta ta cieszy się również ogromnym zainteresowanie i jak widać nie jest ono bezpodstawne.







Ostatnimi już produktami są żele do mycia twarzy marki Nivea. Różowy jest do skóry suchej oraz wrażliwej, natomiast zielony do skóry mieszanej i tłustej. Oba są cudownymi produktami i również spełniają swoje zadanie. Skóra po ich użyciu jest bardzo odżywiona oraz nawilżona i dużo gładsza, niż wcześniej. Nie używałam więcej produktów z tej linii, jednakże być może w najbliższym czasie skuszę się, dla lepszych efektów. Ja osobiście wolę różową wersję, gdyż pachnie ona dużo lepiej. Różni się też trochę wyglądem żelu, co można zauważyć przez opakowanie - jest on biały z drobinkami, natomiast ten w zielonym opakowaniu przezroczysty, również z drobinkami.

A Wy? Jakie produkty stosujecie do pielęgnacji twarzy? Mieliście może styczność z tymi, które przedstawiłam na zdjęciach?

Czekam również na Wasze pomysły na kolejne posty - może macie jakieś specjalne życzenia!
Read More

what studies to choose?

niedziela, 3 czerwca 2018

13 komentarzy

Czas matur skończył się dobrych kilka dni temu, a więc czas pomyśleć nad tym co zrobić ze sobą dalej. Zapewne każdy w głowie ma już ułożony swój plan, jednak z pewnością są też osoby, które wciąż nie wiedzą, którą drogę wybrać. Studia, a może praca? Ludzie mówią, że studia to ciężki kawałek chleba, ale czy to prawda? Czy podzielam to zdanie? A jak było ze mną? To właśnie o tym chciałam Wam dzisiaj trochę poopowiadać. Być może moja historia kogoś zainspiruje i pomoże w podjęciu decyzji, która do łatwych nie należy. Poruszę też kilka kwestii, które mogą okazać się bardzo przydatne dla, być może, przyszłych studentów.

Na wstępie warto zaznaczyć, że na maturze zdawałam rozszerzoną geografię, matematykę oraz angielski. To, co chcę robić w przyszłości przez całe liceum zmieniało mi się jak w kalejdoskopie. Raz chciałam zostać prawnikiem, raz architektem, później tłumaczem, a w końcu wylądowałam na kierunku nauczania języka angielskiego. Dlaczego właśnie tutaj? Bo w końcu zrozumiałam, że to co na prawdę mnie interesuje to język angielski. I nie, nie nauczanie go, gdyż do tego kompletnie nie nadaję się. Zastanawiacie się więc pewnie dlaczego wybrałam taki kierunek, skoro nauczycielką w życiu nie zostanę. Niestety, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i nie jest tak kolorowe. Składając papiery na studia, zdecydowałam się na 3 kierunki: filologię angielską, na której najbardziej mi zależało, matematykę o profilu menadżerskim oraz nauczanie języka angielskiego, w ostateczności gdy inne opcje nie wypalą. Jak się pewnie domyślacie, tak też się stało i była zmuszona iść na ten kierunek. Czy się cieszę? Z jednej strony tak z drugiej nie. Podoba mi się to, że studia są w języku angielskim, więc nauka języka przychodzi sama i mówienie w nim staje się dla mnie naturalne. Z drugiej strony, jest sporo zajęć, które są bardziej pod kątem pedagogicznym i dydaktycznym, jednak taki kierunek do czegoś zobowiązuje. Mimo, że na prawdę mała garstka osób chce zostać nauczycielami!


Czy ciężko jest wybrać kierunek, który nas zadowoli? Myślę, że jeśli dobrze się zastanowimy co tak na prawdę nas interesuje i w czym czujemy się dobrze, wybór ten będzie trafny. Czasem dobrze jest poświęcić chociaż godzinę bądź dwie na przeszukanie różnych kierunków studiów na różnych uczelniach, a być może coś wpadnie nam w oko. Jeśli nie, zawsze można wziąć kartkę i długopis, bądź po prostu pomyśleć jakie mamy pasje, zainteresowania, co w ciągu wcześniejszej edukacji nie wymagało od nas ogromnego wysiłku, lecz było przyjemnością, a to na pewno pomoże nam w wyborze mniej lub bardziej 'idealnego' kierunku. 


A może by tak gap year? Bardzo mało osób decyduje się na taką opcję. Ja, szczerze mówiąc, wiem że miałabym potem trudności z wróceniem do nauki. Wiem, że jak się rozleniwię to ciężko potem wrócić do starych nawyków. Obecnie w Polsce gap year nie jest aż tak popularny i nie wiele osób decyduje się na niego. Osobiście znam 2 osoby, które się na to zdecydowały i tylko jedna z nich rozpoczęła pracę w takim kierunku, który kocha i szczerze mówiąc, nie zapowiada się że wróci już na studia. Jeśli jednak jesteś osobą, która nie jest przekonana studiów i jeszcze się nad tym zastanawia, nie ma co na siłę iść tam, gdzie nie chcemy. Później, ludzie często rzucają studia i tak na prawdę jest to zmarnowany semestr bądź rok, który można było spożytkować inaczej.

Ostatnią moją poradą jest to, żeby mimo wszystko iść na taki kierunek i studia, które NAS samych zadowalają. Nie ma co patrzyć na znajomych, czy rodzinę, gdyż to MY będziemy studiować i to NAM ma się to podobać. Oczywiście, warto sugerować się czyimiś radami, jednakże trzeba kierować się sobą i własnymi przekonaniami. Ja wiem coś o tym z doświadczenia, gdyż chciałam wyjechać na studia do innego miasta, co mojej rodzinie w ogóle się to nie podobało. Postawiłam na swoim. Studiuję. Mam się dobrze.

A Wy? Czy to właśnie w tym roku stajecie przed takim wyborem? A może dopiero wszystko przed wami? Piszcie w komentarzach co chcecie studiować, a może co już studiujecie i czy jesteście zadowoleni z tego wyboru!

Read More