SOCIAL MEDIA

make up
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą make up. Pokaż wszystkie posty

Huda Beauty - fake or real?

niedziela, 5 grudnia 2021

6 komentarzy

 


Witajcie kochani! Jestem ogromnie ciekawa czy wyczekujecie na Mikołajki! Przed nami jeden z najważniejszych dni dla mnie w dzieciństwie. Do tej pory pamiętam ten moment wyczekiwania, aż święty Mikołaj zapuka do moich drzwi. Postać tę przybierał zawsze mój wujek, który ku mojemu zdziwieniu nigdy nie uczestniczył w tej całej 'ceremonii'. Tak mogę to nazwać, ponieważ 6 grudnia całą rodziną zbieraliśmy się w jednym pokoju i czekaliśmy na tego niespodziewanego gościa. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po kilku latach, jako już starsza dziewczynka, odkryłam wszystkie listy które do niego pisałam. Jestem ciekawa, jak wyglądał u Was ten dzień i kiedy odkryliście, że święty Mikołaj nie jest prawdziwy.


W dzisiejszym poście będziemy mówić sobie trochę więcej o rzeczach prawdziwych i też nie, ponieważ chciałam pokazać Wam paletkę cieni od Huda Beauty. Na rynku krąży ich masa, a sama Huda zrobiła ogromną karierę w świecie beauty. Paletki, które wydaje kosztują od 150 zł wzwyż, biorąc pod uwagę również mniejsze egzemplarze. Teraz spójrzcie na poniższe zdjęcie i zastanówcie się przez chwilkę. Jak Wam się wydaje - paletka poniżej jest oryginalna czy to podróbka




Ta, prezentowana przeze mnie dzisiaj jest produktem nieoryginalnym. Zamówiłam go specjalnie na potrzeby posta, aby zaprezentować Wam jak w łatwy sposób możemy się nabrać kupując z niepewnych źródeł. Spróbuję przedstawić Wam przede wszystkim różnice pomiędzy podróbką i paletką oryginalną, tak jak zrobiłam to już kiedyś w przypadku paletki Anastasii Beverly Hills (kliknij aby zobaczyć post). 



O K Ł A D KA 

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to okładka. Zobaczcie jak niedokładnie jest wykonany obrazek. Wygląda jakby ktoś rozciągnął go w paincie aby dopasować do wymiarów paletki. Poniżej wstawiam Wam zdjęcie jak wygląda to w przypadku produktu oryginalnego. Przede wszystkim różni się jakością, ale zobaczcie też, że kolory są inne. 



Opakowanie paletki jest bardzo ważnym elementem, gdyż paletka oprócz tego że ma być użyteczna z dobrymi jakościowo cieniami, to powinna też wyglądać - ot taki chwyt marketingowy. Zobaczcie jak ładnie podrasowane są kolory na paletce oryginalnej. Podróbka jest mocno przygaszona, nie ma takiego kontrastu i kolory zdecydowanie nie wyglądają zbyt zachęcająco. Jest to pierwszy znak i z tego co widziałam, to większość paletek podrobionych właśnie w ten sposób z łatwością odróżnić od oryginałów. Jeśli macie jednak wątpliwości, bo okładka wygląda całkiem nieźle, to jest wiele innych znaków udowadniających oryginalność bądź i nie paletki, także zapraszam do kolejnego kryterium!


T Y Ł  P A L E T K I


Jak już przyglądamy się wszystkiemu to warto paletkę odwrócić na tył i porównać ją z oryginałem, który widzicie po lewej stronie. Wszystko wygląda bardzo podobnie, aczkolwiek jak przyjrzymy się dokładniej to widać kilka nieprawidłowości. 


Po pierwsze, podróbka zawiera kod. Zobaczcie jeszcze na to, że tekst jest zupełnie inaczej ułożony w paletce oryginalnej a inaczej w podróbce. Myślę, że rzuca się to w oczy jednak nieświadomi takich detali łatwo możemy popełnić błąd przy zakupie. Paletki nie różnią się jednak od siebie jeśli chodzi o symbole znajdujące się na paletce, m.in. data przydatności - na obu z nich jest to 12 miesięcy. Z tego co widziałam, w internecie krąży wiele różnych podróbek więc niektóre z nich mogą wyglądać bardziej lub mniej podobnie do oryginalnej. Aby nie wpaść, zawsze porównajcie ją z oryginałem, a jeśli wciąż macie wątpliwości - przejdźcie się do drogerii i tam sprawdźcie.

K O L O R Y 

Jeśli chodzi o kolorystykę paletki to obie wyglądają pięknie. Pigmentacja, jak zobaczycie poniżej, również nie jest jakaś zła. Kwestionować możemy jedynie skład, jak i fakt wykorzystania nie swojego logo firmowego. Poniżej na zdjęciach widzicie paletkę nieoryginalną.


Zerknijmy jeszcze na to, jak wyglądają cienie w paletce oryginalnej. 


Myślę, że teraz możemy je sobie skrupulatnie porównać. Na moje oko, kolory są do siebie zbliżone aczkolwiek znaczna większość wygląda totalnie inaczej. Nie różnią się od siebie jednak w większości nazwy - widzę tylko pojedyncze zamienniki. Zobaczmy na pierwszy rząd od góry - czyli cienie błyszczące. Łudząco podobne, ale jak spojrzymy już na Pink Diamond to różni się on totalnie od oryginału. Miejscami zostały zamienione również cienie 24K, a cienia Angelic w podróbce nie widzę. W kolejnym rządku również kilka cieni jest inna, zarówno jeśli chodzi o nazwy jak i o kolory. Ostatni rząd, mimo iż nazwami się nie różni to kolorami już znacząco tak. 



Poniżej przedstawiam Wam jeszcze swatche z paletki nieoryginalnej.




Post powstaje głównie po to, aby uświadomić Was, że rynek pełen jest podróbek, na które możemy niechcąco się natknąć - szczególnie teraz, w okresie świąt gdy chcemy kupić sobie lub komuś wymarzony prezent. Kieruję się zasadą, że warto być ostrożnym, dlatego staram się zwracać uwagę na detale. Szczególnie mówiąc o powyższej paletce, która do najtańszych nie należy.


Piszcie w komentarzach czy kiedyś natknęliście się na podróbki. Czy ma dla Was znaczenie czy paletka jest oryginalna czy kupujecie również produkty nieoryginalne?

Read More

NACOMI | the best SPF cream

środa, 15 września 2021

6 komentarzy

Witajcie kochani! Mam nadzieję, że pierwsze tygodnie września mijają Wam w miłej atmosferze, a w szkole nie zawalają Was pracą. Ostatnie dni zrobiły się zdecydowanie chłodniejsze, ja również wróciłam do pracy i zaraz zaczynam rok akademicki - niestety w formie stacjonarnej. W dzisiejszym poście chciałabym skupić się bardziej na pielęgnacji skóry twarzy. A dlaczego? Ponieważ w ostatnim czasie zaczęto zwracać szczególną uwagę na stosowanie kremów do twarzy z filtrem SPF. Z jakiego powodu jest to tak istotne? Gdyż wpływa korzystnie na starzenie się skóry, a ponadto chroni przed promieniami słonecznymi, które mogą być dla nas szkodliwe. 


Kremem z filtrem SPF, który wpadł w moje ręce jest ten od Nacomi. Produkty tej firmy wielokrotnie pojawiały się na moim blogu i bardzo ją sobie cenię gdyż ani razu nie zawiodłam się na ich jakości. Krem ten ma przede wszystkim chronić, ale i nawilżać. To, co jest dla mnie niezwykle dużym plusem to fakt, że można stosować go również jako bazę pod makijaż. Jak widzicie, pojemność kremu nie jest aż tak duża (50 ml), aczkolwiek jest on niezwykle wydajny. 


Spójrzmy jeszcze jak sam producent opisuje krem oraz jego działanie.

,,Fotostabilny i wodoodporny krem z filtrem SPF 50 zapewnia skórze optymalny poziom nawilżenia oraz skuteczną ochronę przed promieniowaniem słonecznym. Dzięki zawartości 4 form kwasu hialuronowego świetnie sprawdzi się jako nawilżająca baza pod makijaż. Skład wzbogacony o oliwę z oliwek, hemiskwalan, olej z passiflory oraz ekstrakt z herbaty matcha odżywia skórę, działa antyoksydacyjnie i spowalnia proces starzenia."


Kremy z filtrem SPF od Nacomi to nowość, która na rynku pojawiła się zaledwie kilka tygodni temu. Możecie kupić je przez stronę internetową: https://namera.pl/pl/c/Kremy-SPF/496  , ale i przez Minti czy Cocolitę. Oprócz wersji Basic, którą ja mam, są też dostępne wersje kremu City oraz Holiday. Basic zapewnie podstawową ochronę, City chroni również skórę przed zanieczyszczeniami oraz światłem niebieskim, a Holiday ma wzmocnioną ochronę przed oparzeniami słonecznymi oraz promieniowaniem.


Muszę przyznać, że jest to mój pierwszy krem z SPF i na razie jestem bardzo zadowolona. Co więcej, cena jest adekwatna do jego jakości oraz wydajności (od 33 zł za słoiczek).

Piszcie w komentarzach czy używacie kremów z filtrem SPF. Może mieliście okazję stosować ten z Nacomi?

Read More

Anastasia Beverly Hills vs MORPHE

niedziela, 14 czerwca 2020

49 komentarzy

Witajcie kochani! Lato zbliża się wielkimi krokami, a ja już rozpływam się przy trzydziestu stopniach na zewnątrz. Uwielbiam słoneczną pogodę i coraz bardziej odczuwam wakacje, chociaż został mi jeszcze miesiąc studiów. Powoli kończy się moja przygoda a ja do końca nie wiem co mam ze sobą zrobić dalej - kolejne studia, praca? Jak to wszystko ma wyglądać? W głowie mam sporo myśli, ale ciężko jest mi się zdecydować i podjąć odpowiednią decyzję.


W dzisiejszym poście przychodzę do Was z porównaniem dwóch topowych marek, a mianowicie Morphe oraz Anastasii Beverly Hills. Obie to amerykańskie marki, które na całym świecie robią furorę ze względu na swoje produkty do makijażu oczu. Jestem posiadaczką paletek z obu firm od dłuższego czasu i recenzowałam je już pojedynczo na blogu ( morphe | abh ). Postanowiłam więc zrobić takie porównanie, bo wiele osób przed wydaniem kilkuset złotych może zastanawiać się czy warto przepłacać i kupić paletkę z Anastasii czy jednak wybrać coś tańszego jak np. Morphe? Muszę jeszcze wspomnieć, że oceniać będę dwie najpopularniejsze paletki czyli Modern Renaissance od ABH oraz Morphe 35F. Zapraszam do czytania!


O P A K O W A N I E

Pierwszą rzeczą, którą biorę pod lupę jest opakowanie. Wiele osób kupuje oczami i myślę, że każdy przyzna że paletka Anastasii Beverly Hills wygląda zdecydowanie lepiej. Jak spojrzycie na zdjęcie to można zauważyć że opakowanie Morphe jest plastikowe i okropnie odbijają się na nim palce. Paletka ABH ma przepiękne welurowe opakowanie i jest ono też dużo przyjemniejsze w dotyku. Jeśli miałabym wybierać po wyglądzie to zdecydowanie ABH wygrywa. Tak więc..

1:0 dla Anastasia Beverly Hills


C E N A 

Kolejną rzeczą, którą będziemy brać pod uwagę jest cena. Jak widzicie, paletka Morphe jest dużo większa. Mieści ona aż 35 cieni zarówno matowych jak i błyszczących, które akurat w tej wersji przeważają. Za taki zestaw musimy zapłacić ok. 150 zł. Druga paletka, od ABH, zawiera zdecydowanie mniej cieni bo tylko 14, ale również są one zróżnicowane. Mamy cienie matowe, błyszczące od nude po mocniejsze kolory. Paletka jest jednak zdecydowanie droższa bo musimy zapłacić za nią aż ok. 230 zł!

Wynik - 1:1


J A K O Ś Ć 

Kolejną, zdecydowanie bardziej istotną niż wygląd rzeczą jest jakość cieni. Gdy płacimy taką sumę to napewno nikt z nas nie chce aby cienie się osypywały, kruszyły czy znikały po kilku godzinach. Jak to wygląda w przypadku obu paletek? Moim zdaniem - bardzo podobnie. Cienie zarówno w paletce Morphe jak i w paletce Anastasii Beverly Hills mają konsystencje masełka, cudownie się z nimi pracuje i przede wszystkim mają fantastyczny pigment! Cienie długo utrzymują się na oczach, nawet bez nakładania bazy, a co więcej świetnie się blendują.


Powyżej wstawiłam też dla porównania zdjęcie dwóch lekko pomarańczowych cieni z obu paletek - różnicy brak. Cienie wyglądają świetnie. Ten po lewo jest z paletki ABH a po prawo Morphe. Ciężko jest mi tutaj wybrać lepszą paletkę, dlatego każda z tych marek dostaje ode mnie po jednym punkcie.

Remis! 2:2


Szczerze mówiąc, obie paletki są do siebie bardzo podobne. Do Morphe mam sentyment, gdyż była to moja pierwsza droższa paletka, którą kupiłam sobie sama i tym samym była strzałem w dziesiątkę. Wspaniała jakość za nie aż tak ogromną cenę. Anastasia Beverly Hills też nie jest złym wyborem, jednakże moim zdaniem jest trochę przereklamowana. Kosztuje naprawdę sporo pieniędzy, jednakże być może płacimy tutaj głównie za markę. Nie ukrywam jednak, że wiele paletek ABH także mi się podoba, ale moim zwycięzcą zostaje Morphe!

Piszcie w komentarzach czy mieliście okazje testować którąś z tych paletek. Co o nich sądzicie?


Read More

anastasia beverly hills | eye shadow palette vault

niedziela, 2 lutego 2020

16 komentarzy

Witajcie kochani! Muszę przyznać, że tym roku nie pochwaliłam się moimi świątecznymi prezentami, chociaż taki post miałam w planach wstawić. Sama bardzo lubię oglądać takie rzeczy, bo jest to też inspiracją dla mnie i tak po prostu cieszy oko. Mimo, że nie pokazałam Wam prezentów to nie mogłam odmówić sobie recenzji jednej z rzeczy którą dostałam, a mianowicie zestawu kultowych paletek cieni do powiek. Szczerze mówiąc, takiego prezentu się nie spodziewałam i następnego dnia od razu zabrałam się za jego testowanie! Jesteście ciekawi jak się sprawdził? 





Zestaw paletek o którym mowa to zestaw od Anastasii Beverly Hills: Eye Shadow Palette Vault. Jest on limitowany i bardzo szybko się wyprzedawał ze względu na swoją bardzo okazyjną cenę. Paletki w zestawie można było kupić za ok. 300 zł, gdzie pojedyncza paletka kosztuje ok. 220-250 zł. Naprawdę się opłacało! Co mamy w zestawie? Dwie kultowe paletki: Modern Renaissance oraz Soft Glam przepięknie zapakowane w błyszczącą szkatułkę z logiem firmy. Każdy detal jest świetnie dopracowany zarówno w paletkach jak i w szkatułce co jest bez porównania z tańszymi odpowiednikami.



Modern Renaissance

Paletka składa się z 14 cieni o neutralnych i bordowych odcieniach. Znajdziemy w niej zarówno cienie matowe jak i błyszczące. Pigmentacja jest świetna - zarówno jasnych jak i ciemnych cieni. Bardzo łatwo jest je blendować i budować kolor. W zestawie dodany jest pędzelek dzięki któremu możemy zrobić podstawowy makijaż oczu. 



Soft Glam

Paletka składa się z 14 cieni o ultramatowym, opalizującym i metalicznym wykończeniu. Znajdziemy w niej głównie kolory różu, brązu oraz złota w różnych odcieniach. Cienie są bardzo dobrze napigmentowane i tak samo łatwo się z nich korzysta. W zestawie również znajduje się dwustronny pędzelek z pacynką po jednej jego stronie.




Szczerze mówiąc ciężko wybrać faworyta z tych dwóch paletek. Co prawda 3 odcienie się pokrywają - Tempera, Burnt Orange oraz Cyprus Umber, ale reszta całkowicie się rożni przez co korzystając z obu paletek można zmalować coś pięknego! To co podoba mi się w tych cieniach to zdecydowanie ich trwałość. Wytrzymują od rana do wieczora i naprawdę są w nienaruszonym stanie. Cienie nie sypią się podczas nakładania, co również jest dla mnie ważne. Bardzo często po zrobieniu makijażu twarz jest pełna drobinek cienia którego przed chwilą używaliśmy, ale nie w przypadku cieni z Anastasii Beverly Hills. Czy cienie są warte swojej ceny? Tak. Testowałam wiele różnych paletek cieni, jednakże prawie żadne nie sprawdzały mi się tak dobrze jak te. 

Piszcie w komentarzach czy w swojej kolekcji macie te paletki! Jak je oceniacie?

Read More

#32 silicone sponge vs beauty blender

niedziela, 9 września 2018

11 komentarzy

Jest wiele sposobów na nakładanie podkładu. Palcami, pędzlem, a nawet gąbeczką. Każdy ma na to swój indywidualny sposób, który jest dla niego wygodniejszy. Jeśli chodzi o mnie, gdy zaczynałam moją przygodę z makijażem podkład nakładałam palcami. Jest to dobre z tego względu, że lepiej wklepuje się podkład, ale z pewnością gorzej rozprowadza i łatwo pominąć jakiś fragment.  Później, gdy bardziej zaczęłam się interesować makijażem, poznałam inne sposoby które przykuły moją uwagę. Co do pędzla, do tej pory nie mogę się przekonać, ale za to do gustu przypadły mi gąbeczki. W tym poście chciałam Wam opowiedzieć coś o moich wrażeniach używania gąbeczki silikonowej oraz zwykłego beauty blendera. Czy jest jakaś różnica? Co ja wybieram? Sami się przekonajcie.


Pierwszą pod lupę weźmiemy gąbeczkę silikonową. Tak na prawdę ciężko nazwać ją gąbką, gdyż wygląda ona bardziej jak... wkładka!  Z pewnością do jej zakupu zachęca cena. Ja swoją nabyłam na stronie zaful i zapewniam was - kosztowała grosze. Szał na "wkładki" silikonowe przyszedł do Polski stosunkowo niedawno temu. Gąbeczka miała za zadanie rozprowadzać podkład lepiej niż robi to beauty blender nie wchłaniając go przy tym, a dodatkową zaletą miała być łatwość w czyszczeniu jej. Czy gąbeczka dała radę?  


Szczerze mówiąc u mnie kompletnie się nie sprawdziła. Mimo że faktycznie nie wchłania ona podkładu to dużo gorzej rozprowadza się go i wklepuje. Jest na pewno mniej dokładna niż zwykła gąbeczka i niestety nie jest tak elastyczna jak ona. Gorzej przez to wklepuje się podkład w trudniej dostępnych miejscach i załamaniach, gdzie gąbeczka ma problem z dotarciem. Jest to dużym minusem, gdyż precyzja w przypadku nakładania podkładu jest dla mnie bardzo ważna. Ja nie spotkałam się z wieloma zwolennikami tej wkładki, mimo że miała być nową, lepszą wersją beauty blendera!


Produktem, który najlepiej sprawdza się u mnie jeśli chodzi o nakładanie podkładu jest beauty blender. Ja używam gąbeczki produkowanej przez markę Real Techniques, gdyż jest ona jednym z najlepszych odpowiedników gąbki oryginalnej. W przypadku wielu tańszych zamienników spotkałam się z dużym rozczarowaniem - gąbeczki zamiast rosnąć po namoczeniu w wodzie, zachowywały swój rozmiar nie mięknąc przy tym. W przypadku tej gąbki nigdy taka sytuacja nie miała miejsca przez co jej użytkowanie jest wręcz przyjemnością. A co z dokładnością? Czy jest ona lepsza od gąbeczki silikonowej? 


Oczywiście, że tak! Gąbeczka jest wykonana z tworzywa, które łatwo się wygina i dociera nawet w trudne miejsca. Nie ma mowy o nierozprowadzonym podkładzie pod oczami czy w załamaniach. Dodatkowo gąbka jest miła w dotyku - w przeciwieństwie do silikonowej która jest dużo twardsza. Minusem na pewno jest fakt, iż gąbka jest trudna w czyszczeniu, co możecie zobaczyć na zdjęciu. Ciemniejsze plamki to nic innego jak pozostałości po podkładzie, których nie idzie zmyć. Przy złym użytkowaniu i przechowywaniu gąbeczki łatwo też o złapanie grzyba bądź pleśni, a więc warto zainteresować się jego pielęgnacją.

Czym rozprowadzacie podkład? Mieliście okazję używać silikonową gąbeczkę? 
Piszcie w komentarzach, czy takie posty podobają Wam się i jakie porównania z chęcią zobaczycie!
Read More

#26 what's in my cosmetic bag?

czwartek, 16 sierpnia 2018

8 komentarzy

Gdy pojawia się ten post ja właśnie spędzam czas nad polskim morzem. Być może siedzę na plaży i rozkoszuję się słońcem, a może i pluskam się w wodzie? Tak jak wspominałam Wam wcześniej w te wakacje czekał mnie jeszcze kolejny wyjazd, a konkretnie do Władysławowa. Jest to moja ostatnia wizyta nad Bałtykiem w to lato, jednak za dwa i pół tygodnia będę zwiedzać wybrzeża Adriatyku, czyli coś, czego okazji nie miałam jeszcze nigdy robić. Do Władysławowa dotarłam w poniedziałek i jest to bardziej rodzinny wypad. Postanowiłam jednak zaplanować wcześniej ten post, aby nie było kolejnej "dziury" przez moje nieobecności!

Jeśli od dłuższego czasu śledzicie mojego bloga to wiecie, że makijaż to dla mnie część nieodłączna. Przez moje ręce przewinęło się wiele kosmetyków, jednak tylko kilka z nich wciąż w nich zostało i są przeze mnie używane na co dzień. Chcecie się przekonać jakie to kosmetyki? 


Kosmetyki których używam na co dzień trzymam w przesłodkiej różowej kosmetyczce. Była ona częścią zestawu kosmetyków do ciała tj. kremu do rąk, balsamu oraz żelu do mycia. Produkty były w niej zapakowane, ale sama kosmetyczka baardzo mi się przydaje. Wcześniejsze kosmetyczki które posiadałam były duże, a ta jest idealna na moje potrzeby. 



Jednym z produktów, który znajduje się w mojej kosmetyczce jest baza pod makijaż. Testowałam wiele z nich, jednak to ta z Ingrid najbardziej przypadła mi do gustu. Jest to baza matująca, której zadaniem jest wygładzenie naszej twarzy, ale i przedłużenie trwałości makijażu. Sprawdza się w tym bardzo dobrze, dlatego jest moim ulubieńcem.



Podkład to produkt, bez którego mój makijaż się nie obejdzie. Obecnie używam true match z L'oreala w kolorze najjaśniejszym i idealnie dopasowuje się on do odcienia mojej skóry. Minusem na pewno jest to, że podkład ma gorsze i lepsze dni - czasem okropnie podkreśla skórki, a następnego dnia ani trochę. Mimo to bardzo go lubię i cieszę się, że wytrzymuje tak długo na mojej skórze.



Ulubieńcem jeśli chodzi o matowienie skóry twarzy jest puder z Catrice. Idealnie wypełnia on swoją rolę i spełnia swoją rolę jak należy. Jeśli chodzi o trwałość puder całego dnia nie wytrzyma, jednak przez kilka godzin spokojnie możemy nie martwić się o jego stan. Najbardziej martwią mnie jednak zapewnienia producenta o wododporności pudru  - czy jest to w ogóle możliwe? Pozostawię to bez komentarza.. Do rozprowadzania pudru używam pędzla z Hakuro, który widzicie na zdjęciu.


W mojej kosmetyczce nie może również zabraknąć korektorów. Posiadam ich trzy - dwa są z Catrice i jeden, odpowiednik do podkładu, z Loreala. Pod oczy zawsze używam tego ostatniego, gdyż jest on delikatny i świetnie łączy się z podkładem. Korektory z Catrice używam zamiennie do zamaskowywania niedoskonałości. 


Tusz do rzęs Paradise Extatic z Loreal'a to mój zdecydowany ulubieniec. Uwielbiam mieć podkreślone i wydłużone rzęsy, jednak większość maskar, które stosowałam sklejała je przez co wyglądały bardzo nieestetycznie. Z tego co się orientuję na rynku jest dostępna wodoodporna wersja tego tuszu, więc koniecznie będę musiała ją wypróbować!


Jeśli chodzi o brwi wcześniej używałam do ich malowania cieni. Gdy nastąpił fenomen pomad postanowiłam wypróbować tą z wibo i tak używam jej do teraz. Pędzelki, które widzicie na zdjęciu są z Aliexpress i to własnie z nich korzystam podkreślając brwi.


W ostatnim czasie zaczęłam je również modelować w czym pomaga mi żel do brwi marki Ingrid. Przy wymalowanych brwiach żel ten sprawia że wyglądają naturalniej i oczywiście włoski nigdzie nie odstają, a brwi są trwałe. 




Powieki maluję bardzo sporadycznie, jednak w mojej kosmetyczce nie może zabraknąć paletki cieni - w końcu nigdy nie wiadomo jaka okazja nas dopadnie! Ja używam paletki spersonalizowanej z Inglota w której znajdują się trzy cienie błyszczące w równie przepięknych odcieniach. Cienie nakładam pędzelkami z Aliexpress.



Oprócz podstawowych kosmetyków w kosmetyczce mam kilka rzeczy, które zawsze się przydają. Pęseta, gumka do włosów czy produkt do nawilżenia ust to niezbędniki. Na zdjęciach brakuje jednak jednej rzeczy, a mianowicie beauty blendera. Moja gąbeczka jest niestety w oklepanym stanie, gdyż dorwał ją kot. Wolałam tego nie pokazywać, jednak w drodze idzie do mnie już nowa! 

A Wy, jakie kosmetyki trzymacie w Waszych kosmetyczkach? Chwalcie się w komentarzach!
Czekam również na propozycje dotyczące kolejnych postów!
Read More